piątek, 26 lutego 2016

„Bórek” i „Kruliczka”, czyli „Cmentarz zwieżąt”

Stephen King jest autorem licznych horrorów. „Cmentarz zwieżąt” jest jedynym, który do tej pory przeczytałam i raczej nie ostatnim, chociaż zwierzaki napędziły mi niezłego stracha.
Stephen King to amerykański pisarz, autor głównie literatury grozy, lecz świetnie odnajduje się także w fantastyce. Urodził się 21 września 1947 roku w Stanach Zjednoczonych. Będąc małym chłopcem King był świadkiem tragicznego wypadku – jego przyjaciel wpadł pod pociąg i zmarł. Stephen swoją przygodę z pisaniem zaczął bardzo wcześnie, do czego namówiła go matka. Jego pierwszą powieścią jest „Carrie”, która początkowo miała być krótkim opowiadaniem. Opowiadała o dziewczynie posiadającą paranormalne zdolności. Stephen miał problemy z jej ukończeniem, raz w przypływie złości wyrzucił ją nawet do kosza.
„Cmentarz zwieżąt” początkowo nosił nazwę „Smętarz dla zwierzaków” (oryginalny tytuł: „Pet Sematary”). Został wydany w Stanach Zjednoczonych w 1983 roku, zaś polska wersja w roku 1992. Na podstawie książki powstał również film, w którym Stephen King zagrał rolę pastora.
Okoliczności powstania utworu bardzo mnie zaciekawiły. Okazuje się, że podczas pisania powieści Stephen King przebywał w wynajętym domku w Orrington, w stanie Maine, a za domkiem autora znajdował się cmentarz zwierząt...
Louis Creed jest doktorem z Chicago, który wraz ze swoją żoną Rachel i dwójką dzieci – Ellie i Gage'm, oraz kotem córki Winstonem Churchillem (w skrócie Church) wprowadzają się do domu stojącego niedaleko małego miasteczka – Ludlow. Ich sąsiad, Jud Crandall radzi im, aby pilnowali swojego kota, gdyż wiele zwierząt zginęło na drodze obok ich nowego domu. Po pewnym czasie Jud i Louis stają się przyjaciółmi. Crandall zaprasza rodzinę Louisa na przechadzkę do lasu. Celem okazuje się mały cmentarz dla zwierząt, gdzie dzieci pochowały swoich pupili – ofiary ciężarówek. Niedługo potem, gdy Louis był w pracy, do szpitala trafia Victor Pascow – student śmiertelnie potrącony przez samochód. Następnej nocy po jego śmierci nawiedza on Louisa i prowadzi na cmentarz. Pokazuje mu wiatrołom – chwiejną i luźną blokadę z połamanych drzew i gałęzi. Przestrzega go, aby nigdy tam nie przychodził. Następnego ranka Louis budzi się w swoim łóżku przekonany, że to sen, gdy dostrzega na swoich nogach błoto i kawałki gałęzi...
Niedługo potem ukochany kot jego córki ginie na drodze. Ellie nie zdaje sobie z tego sprawy, ponieważ razem z matką i bratem wyjeżdża do dziadków. Louis jest załamany sytuacją, ale Jud postanawia mu pomóc. Wspólnie idą na cmentarz zwierząt i przechodzą przez wiatrołom. Kiedy docierają na miejsce, Jud każe przyjacielowi zakopać kota głęboko pod ziemią, zakopać, a na grobie ułożyć stos kamieni. Po tym wszystkim wracają do domu. Następnego dnia po południu kot wraca do domu.
Błąd ortograficzny w tytule zrobiony został celowo. Na cmentarzu pochowane były zwierzaki dzieci, które nie do końca znały zasady ortografii.

Książka napisana została zrozumiałym językiem. Akcja trzyma w napięciu, można spodziewać się wszystkiego. Oprócz licznych przyprawiających o dreszcz opisów zawiera także elementy żartobliwe. Powieść polecam wszystkim wielbicielom literatury grozy i fanom Stephena Kinga, którzy jeszcze nie sięgnęli po „Cmentarz zwieżąt”. Nieprzespane noce i strach przed własnym pupilem gwarantowane! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz